Na czym polega kontrola cen?

Postanowiłem napisać co nieco o podstawach ekonomi skupiając się na aspekcie raczej teoretycznym. Zaczynamy zatem 😉

Kontrola cen to forma regulacji, obejmuje ustalanie cen minimalnych bądź maksymalnych. Aby zapewnić producentowi dochód, państwo ustala cenę minimalną na jego dobra. Zaś by pozbyć się monopoli ustala ceny maksymalne. Kontrola cen zwiększa efektywność alokacyjną, jak i efektywność X.

Techniki bezpośredniej kontroli cen:

  • ustalanie maksymalnej marży zysku
Cel to zapobieganie nadmiernego wzrostu cen i nadużycia siły rynkowej przez monopolistę.
  • ustalanie maksymalnej stopy zwrotu (zysku) od zainwestowanego kapitału
Zwiększenie zysków poprzez wybieranie kapitałochłonnych technik produkcji,
kosztem technik zapewniających efektywność alokacyjną.
Ustalenie pułapu cenowego przez urząd regulacyjny ma skłonić przedsiębiorstwo do podejmowania
decyzji prowadzących do efektywności alokacyjnej. W ten sposób monopolista nie może podnieść cen.
Rząd kontroluje monopolistów tak, aby pomimo tego, że dyktują cenę na dany produkt nie ustanawiały jej nazbyt wysokiej. Ponadto kontrolują, żeby nie zamykały rynku dla innych firm chcących się rozwijać w danej gałęzi, co więcej wiadomo, płacą duże podatki, więc chociażby dlatego je sprawdzają i ogólnie przyczyniają się do rozwoju gospodarki, więc rząd musi mieć je na oku.
A co z w takim razie z elastycznością cenową? Elastyczność cenowa ogólnie polega na tym, żeby nie było ani za dużo nabywców ani za mało. Przypuśćmy, że sprzedawalibyśmy złoty pierścionek z diamentem za 1 zł, a mielibyśmy wyprodukowanych 500, ilość nabywców na pewno byłaby większa niż ilość pierścionków – przypuśćmy, że 2000 osób, jeśli ustalimy cenę 100 zł, kupi je 1000 osób, jeśli walniemy ceną 10 000 kupi je 500 osób, natomiast jeśli ustalimy cenę 100 000 000 znajdzie się jeden nabywca pierścionka, więc wiadomo, że wybieramy cenę 10 000, kiedy sprzedamy wszystkie z zyskiem i zawsze dążymy do tego aby popyt na dane dobro był w przybliżeniu równy ilości posiadanych dóbr (tak żeby na tym zarobić).
Posted in Uncategorized | Leave a comment

Czy to już koniec wzrostów?

Z ostatnich analiz wiemy, że bessa najprawdopodobniej pojawi się na naszej giełdzie nie wcześniej niż w kwietniu 2014 roku, a może nawet kilka miesięcy później. Wymiar czasowy to jedno. Drugą przydatną informacją byłoby to ile przez ten czas zdążymy jeszcze urosnąć? Czy nadchodzące miesiące hossy będą raczej płaskim wyczekiwaniem na nadejście bessy? Czy może czeka nas dalszy rajd w górę?

Okazuje się, że obecna hossa zyskała jak dotąd 71% i jest to najgorszy jak do tej pory wynik. Druga w kolejce jest poprzednia hossa z lat 2009-2011, która osiągnęła 95%.

Pozostałe hossy zyskiwały grubo ponad 100%. To mogłoby oznaczać, że obecna hossa powinna zyskać jeszcze co najmniej 20%-30%, aby być “standardową” hossą.

O ile analiza wymiaru czasowego, którą przeprowadzaliśmy w kilku poprzednich artykułach ma wiarygodne i mocne podstawy w postacie wielu niezależnych wskaźników pokazujących ten sam wynik, to analiza wysokości szczytu wydaje się być opatrzona dużo większym błędem. Dlatego o ile daty końca hossy traktuję wiążąco to dzisiejszą analizę traktuję raczej jako ciekawostkę.

PS. Też chcielibyście, żeby informacje o wskaźnikach takich jak IWW, stopy procentowe, wskaźniki szerokiego rynku (i innych które pozwalają przewidywać przyszłość) pojawiały się regularnie i stanowiły kompletny trzon, dzięki któremu można by na bieżąco śledzić nadchodzące hossy i bessy?

Źródło & więcej na blogu: 10 % Rocznie

Posted in Uncategorized | 1 Comment

Dublin tonie

Przez pewien czas o Irlandii pogrążonej w kryzysie było cicho. Cisza mogła zwiastować, że rząd Briana Cowena stosując cięcia budżetowe, skupując w tzw. złym banku toksyczne aktywa z rynku, reanimując ledwo żywy, przerośnięty ponad miarę system bankowy znajdzie się ostatecznie na prostej.

Całkiem niedawno, cisza została przerwana i rozgorzała gorąca dyskusja na temat pomocy finansowej. Niepokojącym wydaje się fakt, że dyskusja ta została rozpoczęta na zewnątrz, bez wyraźnych sygnałów ze strony irlandzkiej. Kilku oficjeli z wyżyn polityki europejskiej, w tym Przewodniczący Komisji Europejskiej, Jose Manuel Barroso, zapowiedziało gotowość wsparcia finansowego dla zielonej wyspy. Minister Finansów Irlandii, Brian Lenihan wydawał się być zaskoczony tymi propozycjami. W kolejnych dniach mógł się czuć jeszcze bardziej zaskoczony, kiedy o stanie finansów jego kraju zaczęli się wypowiadać politycy greccy. Różnica między Grecją a Irlandią jest taka, że w tym pierwszym przypadku udowodniono fałszowanie wyników finansowych, podczas gdy Irlandia prowadzi swoją politykę rozsądnie. Jej obecne tarapaty są związane przede wszystkim z decyzją o ratowaniu banków z kasy państwowej, co dramatycznie pogłębiło deficyt budżetowy.

Rząd jednak stał na stanowisku, że obecnie nie potrzebuje wsparcia z zewnątrz. Irlandia miała być gotowa finansować się przynajmniej do połowy przyszłego roku. Założenia drastycznych cięć znalazły się w projekcie budżetu, który ma wejść pod głosowanie 7 grudnia.
W tej sytuacji można było odnieść wrażenie, jakby Europa chciała pomóc Irlandii trochę na siłę, stosując najnowsze narzędzia finansowe, skonstruowane na potrzeby kryzysu euro, a szczególnie Grecji. Korespondując z Irlandczykami, znającymi się na ekonomii, zapewniano mnie, że sytuacja opisywana w mediach wygląda dużo gorzej niż prezentuje się w rzeczywistości. Jednak niepewność jaką wywołały słowa europejskich partnerów wzbudziły niepokój na rynkach. Rentowność obligacji irlandzkich spadła do poziomu poniżej opłacalności. Irlandczycy jednak wciąż utrzymywali, że dadzą sobie radę. W międzyczasie w brytyjskiej prasie pojawiły się nieoficjalne informacje wskazujące, na odwrotny obrót spraw. W Dublinie odbyło się spotkanie między innymi z przedstawicielami Międzynarodowego Funduszu Walutowego, gdzie zaczęto dokładnie analizować sytuację, w tym księgi największego irlandzkiego banku, a zarazem największego problemu czyli Allied Irish Bank. Wtedy po raz pierwszy przedstawiciele strony rządowej zaczęli mówić w kuluarach o potrzebie skorzystania z pomocy.

Dziś już jest praktycznie pewne, że Irlandia zgłosi się po taką pożyczkę, prowadzoną na zasadach analogicznych do greckich. Mowa o sumie 90 miliardów euro.

Czyżby utopia się topiła?

Więcej na ten temat można się dowiedzieć z artykułu Jacka Brzezińskiego.

Posted in Ekonomia, Eurozone, Irlandia | 1 Comment

Ekonomia na co dzień w szkole

W poprzednim poście pisałem o tym, że bezrobocie najbardziej dotyka młodych, często bardzo wykształconych. Co zrobić, skoro studia wyższe nie gwarantują pracy? Moim zdaniem, przede wszystkim, należy obierać odpowiednią ścieżkę kariery i myśleć głową. Program “Ekonomia na co dzień” powstał w celu zwiększenia świadomości ekonomicznej wśród młodych. Fundacja Młodzieżowej Przedsiębiorczości, wraz z Narodowym Bankiem Polski wdrażają program i systematycznie go rozszerzają. Mam nadzieję, że dzięki podobnym programom edukacyjnym, młodzi zostaną przygotowani do pełnienia przyszłych ról społecznych i ich świadomość ekonomiczna będzie znacznie bardziej rozwinięta.

Nie ma najmniejszych wątpliwości, co do zainteresowania podobnymi programami. Według artykułu Michała Gąsiora, młodzi zdają sobie dobrze sprawę z tego, że sytuacja na rynku jest kiepska, dlatego pragną zdobywać odpowiednia wiedze, która pomoże im wybić się z tłumu. Jedna ze spraw, która otworzyła oczy wielu osobom jest głośna niedawno sprawa firmy Amber Gold. Wiele osób twierdzi, że ludzie nabierają się na podobnego typu oferty ze względu na to, że nie posiadają podstawowej (i kluczowej!) wiedzy z zakresu właśnie ekonomii. Czy można temu zaradzić? Sami nauczyciele podstaw przedsiębiorczości przyznają, że młodzież nie ma dużej wiedzy o najprostszych procesach ekonomicznych. Zajęcia w szkołach są koniecznie, i nie ma tutaj mowy o nauce suchych faktów, czy teorii, człowiek najlepiej się uczy poprzez praktykę.

Niestety “PP” jest w dalszym ciągu traktowane “po macoszemu” w liceach, chociaż zainteresowanych tematem w dobie kryzysu przybywa.

Więcej pod: natemat.pl

Posted in Ekonomia, Strefa Euro, Szkoła | 1 Comment

Strefa euro nadal w tyle

Strefa euro nadal w tyle

Według raportu EY oraz Oxford Ecomonics, stopa bezrobocia w krajach, których walutą jest euro, będzie wynosiła 11% jeszcze przez co najmniej 4 lata. Osłabiające się euro pomoże eksporterom. Co prawda, stan finansów publicznych w większości krajów będzie się stabilizował, ale wzrost gospodarczy, w porównaniu z krajami, gdzie euro nie jest oficjalna walutą, będzie znacząco mniejszy. Nie rozumiem zatem, dlaczego wszyscy na siłe dążyli do wprowadzania wspólnej waluty. Zabawne, że w Wielkiej Brytanii (Funt), gospodarka ma podobno wzrosnąć o 12%, a w Stanach (Dolar amerykański) aż o 23%! Dla porównania, w strefie euro (według tego samego raportu), wzrost gospodarczy wyniesie tylko 1%. Sytuacja nie wygląda bardzo dobrze.

Największym problemem jest wysokie bezrobocie, zwłaszcza wśród osób młodych. Aż 12% mieszkańców państw należących do strefy euro pozostaje bez pracy. W dalszym ciągu przoduje Grecja, gdzie stopa bezrobocia może sięgnąć w tym roku 28%. Hiszpania nie pozostaje w tyle, aż 25% społeczeństwa nie ma pracy, z czego 50% to ludzie młodzi.
Cóż, jedną z szans dla wzrostu gospodarczego jest radykalna zmiana w polityce gospodarczej rządów.

Strefa euro jest nadal bardzo różna. Zarówno Irlandia, jak i Hiszpania w końcu wracają na ścieżkę wzrostu, ale w tym kontekscie, to Łotwa przoduje. Jej prognozowany wzrost to aż 4%!

Ey.com; Eurozone

Posted in Eurozone, Strefa Euro | 1 Comment